sobota, 12 września 2015

Widzieli jak świnia niebo

Wojna miała się ku końcowi chociaż nikt nie widział jeszcze oznak nadchodzącego wyzwolenia. W Suwałkach życie toczyło się po swojemu tak jak w ciągu ostatnich pięciu lat podczas których Polacy nauczyli się pochylać głowę, mówić ciszej ale robić swoje.

Moja Prababcia, kobieta z żelaza miała w tym wyjątkowy dar bo była nieustraszona jak niedźwiedź i sprytna jak lis a przy tym drobna jak mysz. Z resztą, co mogłaby zrobić po tym jak w małym mieście takim jak Suwałki zostały same kobiety z dziećmi, staruszkowie i wyrostki które nie załapały się na wojaczkę, jedyny Żyd zapakował manatki u ciekł pod osłoną nocy kilka lat wcześniej a w miejskich koszarach rozsiadł się niemiecki dywizjon? Miała dwie córki na wychowaniu, drewniany dom, ogród, stodółkę i pusty chlewik z kurnikiem, kartoflisko za wychódką i ani chęci poddawać się losowi.

Ale w stodółce była skrytka na świnię. Skrytka miała postać wielkiej klatki w której świnia wiodła swoje nieszczęsne życie świni incognito a sama klatka była tak przykryta słomą, że widać było tylko ścianę siana a świni nie.  Świnię dokarmiali wszyscy sąsiedzi czym mieli i mieli nadzieję, że kiedy upasie się odpowiednio, zarżną biedne zwierzę na jesień i kolejną zimę da się jakoś przetrwać. Gdyby Niemcy dowiedzieli się o świni, zabraliby świnię a właściciela i dodatkowe 20 osób zastrzeliliby na miejscu.

A więc świnia żyła, tyła, nic nie podejrzewając tkwiła sobie w klatce aż przyszła jesień i sąsiedzi, pod osłoną nocy zdjęci siano i postanowili, że dzisiejszej nocy będzie świniobicie. Ale świnia był nie w ciemię bita, coś czuła pismo nosem i kiedy tylko sąsiedzi się na nią w stodółce zasadzili zaczeła kwiczeć jak wściekła niepomna faktu, że brama koszar była oddalona od Prababcinej stodółki o jakieś 300 metrów i rząd domów w dół drogi. Sąsiedzi wpadli w panikę, jeden świnię ucapił, drugi przycisnął do ziemi ale świnia wytuczona na odpadkach miała siłę chłopa i nie dała się tak łatwo pokonać. Kwik słyszeli wszyscy, w oknach zaczęły się zapalać światła.

Więc ktoś wymyślił, żeby nasypać do puszki popiołu z pieca i dać świni się tym zaciągnąć, świnia się zapcha popiołem, tchu jej zabraknie, na wpół uduszoną łatwiej będzie zarżnąć a i ciszej się zrobi. Jak wymyślili, tak zrobili ale zbyt pewni sukcesu nie zamknęli drzwi do stodółki i kiedy tylko założyli jej na guzik puszkę z popiołem, puszka się zakleszczyła (bo otwierana nożem była), zahaczyła o ciało, świnia zaciągnęła się popiołem, ale jakoś jej to tchu nie odebrało. Oszalała ze strachu, bólu i głupoty sąsiadów, wyleciała przez otwarte drzwi stodółki, prosto w ciemną noc, razem z puszką, na drogę i w stronę koszar.

Świni już nikt więcej nie widział. Niemcy też nie przyszli więc należy założyć, że świnia wybrała drogę do Rosji a co się stało potem, nie wiadomo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz